Donald Trump twierdzi, że winni wojny z Rosją są jego poprzednik Joe Biden i prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Słowa amerykańskiego prezydenta po raz kolejny wywołują nad Dnieprem oburzenie.
Ukraińcy jednocześnie wskazują, że mimo zapowiedzi i rozmów Amerykanom nie udało się skłonić Putina do działań na rzecz pokoju.
Oprócz obarczania Ukraińców winą za wojnę Donald Trump ocenił też niedawny
krwawy atak rakietowy na Sumy jako wynik rosyjskiej pomyłki. Zdaniem ukraińskiego publicysty Witalija Portnikowa, słowa Trumpa to wyraz jego rosnącej i coraz bardziej uświadamianej bezsilności w uregulowaniu konfliktu na Ukrainie.
Jak podkreśla, coraz trudniejsze dla Trumpa jest kontynuowanie rozmów z Putinem na tle działań wojskowych i rosyjskich zbrodni, jak ta w Sumach, ponieważ uderza to w jego reputację.
- Amerykański prezydent coraz bardziej to rozumie i dlatego się wścieka - podkreśla Witalij Portnikow.
Władze w Kijowie przypominają, że Ukraina już ponad miesiąc temu zgodziła się na amerykańską propozycję całkowitego wstrzymania ognia, Kreml natomiast wciąż odmawia zawieszenia broni.
W niedzielnym ataku na Sumy rosyjskie rakiety zabiły 35 osób, raniły 119.
Edycja tekstu: Jacek Rujna
Oprócz obarczania Ukraińców winą za wojnę Donald Trump ocenił też niedawny
krwawy atak rakietowy na Sumy jako wynik rosyjskiej pomyłki. Zdaniem ukraińskiego publicysty Witalija Portnikowa, słowa Trumpa to wyraz jego rosnącej i coraz bardziej uświadamianej bezsilności w uregulowaniu konfliktu na Ukrainie.
Jak podkreśla, coraz trudniejsze dla Trumpa jest kontynuowanie rozmów z Putinem na tle działań wojskowych i rosyjskich zbrodni, jak ta w Sumach, ponieważ uderza to w jego reputację.
- Amerykański prezydent coraz bardziej to rozumie i dlatego się wścieka - podkreśla Witalij Portnikow.
Władze w Kijowie przypominają, że Ukraina już ponad miesiąc temu zgodziła się na amerykańską propozycję całkowitego wstrzymania ognia, Kreml natomiast wciąż odmawia zawieszenia broni.
W niedzielnym ataku na Sumy rosyjskie rakiety zabiły 35 osób, raniły 119.
Edycja tekstu: Jacek Rujna