Bo właśnie, zanim fabuła czy mechaniki, to trzeba powiedzieć jedno – widać, że to jeszcze wersja we wczesnym sotępie. Chernobylite 2 na razie choruje na brak optymalizacji. Pół biedy, gdyby to były drobne problemy, jednak czasem robi się naprawdę średnio. Długie ładowania, cutscenki, które się zacinają, spadający framerate – niestety momentami nie pozostaje nam nic innego jak usiąść i poczekać, aż wszystko wróci do normy. Pozwolę sobie to zgonić właśnie na barki tego, że to wczesny dostęp, że będą poprawki i ma być lepiej. Można to wybaczyć, ale twórcy muszą mieć świadomość, że optymalizacyjna wyrwa do zakopania jest naprawdę sporych rozmiarów.
A mam nadzieję, ze ta będzie zasypana, bo wszystko jak już działa, to jest przyjemne. Nie wchodząc zbyt głęboko w fabułę (żeby nie zaspoilować) – wcielamy się w Cole’a Greya, który zajmuje się wydobyciem z równoległych wymiarów minerału zwanego Czarnobylitem. Jak to jednak w grach bywa, coś wzięło w łeb podczas jednej z misji, a potem musimy to ratować. Mechaniki – niego erpegowe, na początku wybieramy klasę, po czym rozwijamy umiejętności. Graficznie – jak akurat nie zabiły nas dropy w klatkach – jest naprawdę mrocznie i klimatycznie. Da się na to patrzeć.
Wczesno dostepowe piekiełko potrafiło czasem pogrzebać jakiś tytuł. Chernobylite 2: Exclusion Zone ma potencjał, aby zażreć. No ale niestety framerate który skacze jak licznik Geigera, na razie dokumentnie to niszczy. Z oceną pozwolę się wstrzymać, tak jak to czasem robię przy early accessach, ale jeżeli twórcy liczą na długi okres półtrwania swojego tytułu, gra musi być bardziej stabilna, niż rdzeń czarnobylskiego reaktora.