Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
Apollo Justice: Ace Attorney Trilogy
Apollo Justice: Ace Attorney Trilogy
To jest moje pierwsze zetknięcie z serią o dzielnych japońskich (chyba?) prawnikach. Co prawda imiona mają amerykańskie, ale doprawdy za dużo gier z Kraju Kwitnącej Wiśni przetestowałem, żeby nie wychwycić tych jakże charakterystycznych "dziwactw", jakie tylko w tym kraju deweloperom mogą przyjść do głowy. Zaznaczam już na wstępie, natomiast uważam, że - gdy nieco przymkniecie chwilami oko - to recenzowany pakiet Apollo Justice: Ace Attorney Trilogy mogę polecić wszystkim fanom przygodówek point'n'click, z elementami wizualnej noweli.

Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Cenega.
Another Code: Recollection
Another Code: Recollection
Dwójka dzieci, dwa strzały, dwa dramaty - ale i szansa na odkupienie oraz wyjaśnienie tej, dosyć ponuro się zaczynającej historii. Mam nadzieję, że udało mi się Was zaciekawić, bo oczywiście to fabuła jest najważniejszą częścią recenzowanego pakietu dwóch gier, wydanych przez Nintendo jako Another Code: Recollection. Przy czym, jeżeli nie lubicie przygodówek point'n'click - to nie musicie czytać dalej. Z drugiej strony, o ile gatunku nie znacie, to te produkcje jak najbardziej można potraktować jako przyjemne wprowadzenie do takiej rozgrywki.

Grę do recenzji dostaliśmy od dystrybutora Nintendo na Polskę firmy Conquest entertainment a.s.
The Last of Us: Part II Remastered
The Last of Us: Part II Remastered
Gra, która w momencie premiery zgarnęła same "dychy" - jednocześnie sprowokowała do dyskusji, może nawet wywołała pewne kontrowersje. Nasz redakcyjny kolega Jarek Gowin pisał w recenzji "nie jestem pewien czy ta gra akurat ma sprawiać jedynie przyjemność. Być może ma oburzać, może nieco szokować, skłonić do refleksji, niekiedy wstrząsnąć odbiorcą". Teraz The Last of Us: Part II w uładnionej nieco wersji wychodzi na nowej generacji konsol. I jest dalej tą genialną produkcją, której po prostu nie można nie dać maksymalnej noty.

Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Sony Interactive Entertainment.
Prince of Persia: The Lost Crown
Prince of Persia: The Lost Crown
Prince of Persia: The Lost Crown już na starcie wywołało kontrowersje. I poniekąd paradoks. Gracze krytykowali zapowiedzi zarzucając twórcom, że odchodzą od tradycji, choć Ci w rzeczywistości właśnie do niej wrócili. Bo nowa odsłona przygód... no nie, nie księcia, pozwala na poruszanie się jedynie w dwóch wymiarach. Podobnie jak pierwsza część, sprzed prawie 30 lat. Ale zabawy jest tyle, że spokojnie na ten jeden wymiar wystarczy. I jeszcze zostanie. Bo przypominam, że poprzednie odsłony "Księcia" to pełne 3D.

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy firmy Ubisoft Polska.
Expeditions: A MudRunner Game
Expeditions: A MudRunner Game
Jazda pojazdami w grach nie jest niczym nowym. Oczywiście, jeżeli myślimy o tytułach, w których wsiadamy za kierownicę, to pierwsze do głowy przyjdą popularne „ścigałki”, nie wolno jednak zapomnieć o bardzo szerokiej kategorii symulatorów. Ciężarówką po Europie, taksówką po Londynie, autobusem po Berlinie – mamy tego naprawdę wiele i na naprawdę wiele sposobów. Expeditions: a Mudrunner Game zalicza się oczywiście do tego grona symulatorowego, ale chyba jednak leży na spektrum gier samochodowych najdalej od przysłowiowego NFSa, Gran Turismo czy Forzy.

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy firmy PLAION Polska.
God of War Ragnarök: Valhalla DLC
God of War Ragnarök: Valhalla DLC
Gdy wszyscy już zapomnieli o genialnym God of War Ragnarök, Santa Monica Studio zaskoczyło fanów zupełnie darmowym dodatkiem Valhalla. DLC, które mocno odmieniło rozgrywkę, zmieniając slashera w zabawę z gatunku roguelite. Uspokajam, to nie jest tylko ciągłe powtarzanie tego samego, bo masa tu wspomnień, nowych historii, ciekawych rozmów i epickich walk. Odebrałem to jako fabularny epilog, zwieńczenie wszystkiego co najlepsze. Jako, że podstawce dałem maksymalną ocenę, po prostu musiałem sprawdzić dodatek. I okazało się, że jest równie fantastyczny.

Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Sony Interactive Entertainment Polska, dodatek do niej jest bezpłatny.
Bomb Rush Cyberfunk
Bomb Rush Cyberfunk
Uruchamiasz grę, leci fajna muzyka, oprawa rodem z PlayStation 3, do tego sporty ekstremalne i graffiti i już wiesz, że to duchowy następca kultowego Jet Set Radio. Legendarna gra SEGI była bardzo specyficzna, ale dorobiła się legendarnego statusu i wielu ludzi czekało na godnego następcę. Czy Bomb Rush Cyberfunk nim jest? Śmiem wątpić, choć ma masę dobrych momentów i w sumie jest tym, czym powinien być.

Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy PLAION Polska.
Avatar: Frontiers of Pandora
Avatar: Frontiers of Pandora
Kiedyś, kiedy gry jeszcze nie były tak powszechną rozrywką, jak teraz produkcje, które powstawały na podstawie filmów były gotowym przepisem na katastrofę i "wtopę". I kolejne gry, których poprzednikami nierzadko były doskonałe obrazy, potwierdzały tę regułę. Dobrze jednak, że to chyba już za nami, bo producenci - również filmowi - od dłuższego czasu dostrzegają, że nie można gier traktować po macoszemu. Avatar: Frontiers of Pandora poniekąd potwierdza tę prawidłowość. Przede wszystkim - ta gra jest przepiękna.

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy firmy Ubisoft.
Against the Storm
Against the Storm
Wyobraź sobie scenariusz: odpalasz sobie citybuildera. Rozbudowujesz miasto, zbierasz odpowiednie zasoby, wszystko idzie coraz lepiej. I po tygodniu burza przychodzi, wszystko niszczy, a ty biedaku zaczynasz jeszcze raz, tylko w innym miejscu. Do tego nie jesteś w pełni samodzielny - fakt, to ty budujesz czy ustalasz, ale królowa wydaje ci rozkazy, jakie budynki muszą powstać czy jakie surowce muszą spływać do stolicy. A, właśnie, bo poza utrzymaniem swojego tymczasowego miasta, musisz jeszcze pomóc utrzymać się stolicy. Bo przecież wszyscy walczycie z burzą. Jak królowa będzie niezadowolona - przegrywasz. Jak ludzie będą niezadowoleni - przegrywasz. Jak zabraknie ci surowców - przegrywasz. Jak las będzie niezadowolony - przegrywasz, serio. Against the Storm brzmi jak dramatyczna gra, w którą nie chce grać prawda? Oj nie macie pojęcia, jak to jest niepoprawny osąd.

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy firmy Hooded Horse.
Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name
Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name
Like a Dragon Gaiden: The Man Who Erased His Name to kolejna, no niemal kolejna gra z serii Yakuza, czy właśnie Like a Dragon, bo jakiś czas temu mieliśmy do czynienia z liftingiem marki, która wyjaśnia losy głównego bohatera serii; Kiryu, który jakiś czas temu miał zginąć, później jednak znów pokazał się na ekranach, a ta odsłona wyjaśnia jego losy. Tak, to dość skomplikowane, ale właściwe dla tej serii jest to, że są jak kolejne odcinki serialu i fabularnie najwięcej frajdy sprawią tym, którzy śledzą historię przynajmniej od jakiegoś czasu. Choć w The Man Who Erased His Name można zagrać także, jeśli nie znaliście wcześniejszych przygód głównego bohatera.

Grę do recenzji dostaliśmy od polskiego wydawcy firmy Cenega.
1234567